Krakowski tan (fragment1)
Pewna jestem, że mój stryj ma duży udział w tym, jak podchodzę do własnej działalności. Był stolarzem i artystą. Kochał to, co robił. Rzeźbił i ozdabiał krzesła, kredensy i komody. Eleganckie intarsjowania i wyrafinowane wzory były dla niego jak chleb powszedni. To wtedy nauczyłam się, że pasja i namiętność nie stoją w sprzeczności z rzemiosłem, chłodną głową i dogłębnym poznaniem istoty wykonywanej czynności. Jeśli naprawdę wielbisz to, co robisz, to nie powinno być miejsca na amatorkę. Dopiero gdy posiądziesz pełną swobodę ruchów, zachowasz pewien dystans i będzie cię cechować świadomość gry, w jakiej uczestniczysz, tylko wtedy możesz prawdziwie delektować się przedstawieniem. W tym teatrze życia i śmierci bliższa jest mi zatem metoda Diderota niźli Stanisławskiego.
Najczęściej używam karabinka snajperskiego z laserowym celownikiem. Tych długich godzin gdzieś na dachu, gdy czekam na ofiarę jak tygrysica na antylopę, nie da się porównać z niczym innym. Tylko ja i on, i dzielący nas czerwony punkt lasera. Precyzja. Strzał. Zazwyczaj nie potrzebuję więcej niż jeden nabój – kwestia praktyki. Ci padalcy, którzy wyprawiają ludzi na drugą stronę Styksu, wkładając truciznę w opakowanie po paście do zębów lub dosypując coś do talerza w trakcie miłego lunchu, oni nigdy nie zasłużą na mój szacunek. Niemniej nie jest to mój ulubiony sposób załatwiania spraw. Czasem myślę, że urodziłam się za późno i może w niewłaściwej płci. Pojedynki, człowiek kontra człowiek, żelazo ścierające się z żelazem w upiornym tańcu i wreszcie koniec wieńczący dzieło, przerwany danse macabre za pomocą szpady, kordelasa bądź litościwej – nomen omen – mizerykordii.
Mam swoje zasady. Nie zabijam podrostków i podfruwajek poniżej piętnastu lat oraz starców po osiemdziesiątym roku życia, oni i tak zaraz wybiorą się na rendez-vous z Tanatosem. Wykluczam także z grona ofiar kaleki i ciężko chorych, lecz nie myślcie sobie, że jestem jakąś pieprzoną romantyczką. Zabijam, bo sprawia mi to przyjemność. Żadnej innej rozkoszy nie można porównać z chwilą, gdy widzisz jak ze zdrowego i silnego ulatuje życie jak powietrze z przebitego balona. Odwieczne misterium narodzin i śmierci, a ja jak sędzina na sądzie Ozyrysa wykreślam imiona z księgi żywych, wpakowując kulkę prosto w czoło nieudanego boskiego wytworu.
Pracuję jako zawodowiec, zlecenia przyjmuję za pomocą sieci Tor, darknet stworzył nowe możliwości. Nie licząc zaliczki, zapłatę odbieram zawsze po wykonaniu zadania. Pomyślcie, jakbyście się czuli, gdyby kazali wam płacić w sklepie, jeszcze zanim dojdziecie do kasy? Gdy zleceniodawca nie kwapi się z wypłatą apanaży, wówczas wykonuję wyrok na nim. Zasady, o których przed chwilą wspomniałam, nie znajdują wtedy zastosowania. To zazwyczaj skutecznie zabezpiecza przed podobnymi sytuacjami. Strach od zarania dziejów był najlepszym koordynatorem ludzkich działań. Człowiek od czasów Hammurabiego i Drakona nie zmienił się nawet o jotę.
Stawiam dolary przeciw orzechom, że pragniecie wiedzieć, odkąd jestem nieubłaganą córą Kasandry? Zaspokoję waszą ciekawość, ale tylko częściowo. Jako pacholę byłam inna. Bawiłam się z dziećmi, ale nie miałam bliskich koleżanek ani kolegów. Pamiętam, że w wieku dziesięciu lat przywiązałam dwa szczeniaki do drzewa – ponad tydzień zajęło, aż owo miejsce stało się ich nekropolią. Dwa lata później podczas sylwestra włożyłam wcieleniu bogini Bastet petardę do ust, kotu rozwaliło pół pyska. Miałam wiele rozmów z psychologami, badań i testów. Osobowość dyssocjalna, antyspołeczna, psychopatia – to tylko niektóre diagnozy, jakie usłyszałam.
Pierwszego człowieka zabiłam tydzień po piętnastych urodzinach. Przypadkowo. Mam to jak fotografię przed oczami. Uczęszczałam wtedy do przyklasztornej szkoły pod Krakowem. Wracałyśmy z matką i siostrą do domu, drogą przez zagajnik. Napadnięto nas. Walka. Szamotanina. Siostra nie przeżyła – napastnik też. Nigdy nie zapomnę tej chwili: kamień, karminowa kałuża krwi i bezwładne ciało niestanowiące już żadnego zagrożenia. Czułam, że jestem panią sytuacji. Tak jakbym grając jedną ręką, z łatwością przechodziła ostatni poziom gry ze strasznym bossem. Dygotałam, wstrząśnięta, przepełniona smutkiem, szokiem, ale i dziwną radością, mo.. [niestety fragment nieczytelny, wielka brązowa plama zakrywa sporą część strony. Niemniej czuję się trochę nieswojo, czytając jej słowa. Czy ludzie piszący pamiętniki zakładają, że może ktoś je kiedyś przeczyta albo może mają w myślach wybrane osoby, którym chcieliby je pokazać?].
Zlecenie za pieniądze po raz pierwszy wykonałam w wieku dwudziestu jeden lat. Fakt, że to ja decydowałam, kto w naszym ogrodzie ma rozkwitnąć, a kto być przydeptany jak opadły liść, dawał mi wielką satysfakcję. Każdy trup był jak wdech krystaliczne czystego górskiego powietrza. Oczyszczał mnie. Pomyślicie pewnie teraz, że naprawdę jestem nienormalna lub zwichrowana, ale czy zmuszanie kobiet do rodzenia ciężko uszkodzonych płodów albo przyglądanie się jak zza szyby na bestialstwa, które codziennie dzieją się w afrykańskich krajach, nie jest zbliżoną aberracją?
Nie dogaduję się z innymi ludźmi, może dlatego nigdy nie udawały mi się ani związki z mężczyznami, ani z kobietami.
Czasami używam broni białej albo pistoletu, gdy muszę wejść do mieszkania i oddać strzał z bliska. Od czasu do czasu klienci zlecają mi też dodatkowe czynności prócz zabójstwa (słono sobie liczę za ten bonus). Kiedyś zanim zakończyłam żywot związanego na krześle mężczyzny, czytałam przez godzinę pełen wyrzutów list jego byłej żony. Nie myślcie, że zastrzeliłam go potem w trymiga. Siedział na stołku całą dobę, aż Luna ponownie spoczęła na tronie, spychając zeń swego odwiecznego solarnego oponenta. Dawałam mu jakby szansę, że może coś się wydarzy. Poślizgnę się, a on przewróci krzesło i uwolni się. Tuszę, że rekompensuję sobie wtedy fakt, że nie pokonam go w równej walce. Te godziny, podczas których delikwent poci się, drży i bełkocze, błagając los i Boga o jeszcze jedną szansę. Przyrzekając sobie, że jeśli wykaraska się owych terminów, to zmieni własne życie, będzie lepszy dla bliskich, spełni marzenia, zacznie doceniać każdą chwilę. Zawsze mnie zastanawia, czemu dopiero w podbramkowej sytuacji ktoś znajduje w sobie chęć, żeby być lepszym człowiekiem i snuje plany, co natychmiastowo zmieni, jeśli będzie mieć możliwość kontynuować życie. Życie, którego w tym wypadku zostanie pozbawiony.
Wbrew pozorom to wszystko nie jest moim jedynym zajęciem. Lubię o sobie myśleć jako o koneserce sztuki i książek, choć coraz mniej daje mi to radości. Mam całkiem pokaźną bibliotekę i niejeden drogi obraz. Sporo z zarobionych pieniędzy lokuję w antykach i starodrukach. Takie miejsca jak gród Kraka to dla mnie świetna nisza. Raczej bliżej mi do Persefony niż do boskiej Wenus, lecz mimo balzakowskiego wieku wciąż nie jestem kobietą o rubensowskich kształtach. Nie mam jednak potrzeby bycia pożądaną. Jutro obchodzę trzydzieste dziewiąte urodziny Niemal u progu czwartej dekady życia liczba osób potrzebujących dzięki mej ingerencji obola dla Charona, niechaj pozostanie tajemnicą.
Czynność, którą od dawna chcę wykonać, jakby nie różni się od poprzednich. Nadszedł czas. Obmyłam twarz, patrząc na odbicie w lustrze. Nie wiem, czy mam czuć stres, czy raczej błogość? Decyzja o wyborze metody została już podjęta.. [ostanie wersy są znowu dość nieczytelne, próbowałem je rozwikłać, lecz atrament wietrzeje, stronice przechowywane w wilgoci rozmazują się i nawet przy dzisiejszej technice nie zdołałem ich odtworzyć. Można zadać sobie pytanie nad trwałością człowieczych wytworów. Jak w sumie niewiele z nas pozostaje i czy dla kolejnych pokoleń nasze życie to będzie tylko nieistotny trybik w wielkiej machinie ludzkości? Ach, gdzie są niegdysiejsze śniegi. Z zapisków Stelli Szreder udało się odczytać jeszcze jedno zdanie]. Czasem trzeba przejść na drugą stronę lustra, żeby poznać prawdę.