Wieczorny świt
Czy to jest pora na epitafium
gdy burzyć idą bogów fasady
Sztorm stawia kroki w nierównym metrum
nie przez aksamit lecz eskalady
Laurowe liście już nie na głowach
gniewny przydeptał je okrzyk tłumu
Władcy Olimpu są jak niemowa
ambrozja tańsza od flaszki rumu
Leżą odłamki spiżowych murów
tych co stać miały dekady lata
Pętlicę orszak kręci ze sznuru
wieszając mapę lepszego świata
Na tych co kroczą w pierwszym szeregu
tłukąc jak lustra odbicia draństwa
Role wykute czekają w cieniu
nowych heroldów starego kłamstwa