Marek Bukowski – Najdłuższa noc (recenzja )

Znacie nowy kostiumowy serial TVN-u Belle Epoque? Jeśli tak, to polecam Wam tę książkę na odtrutkę. Jeśli zaś zaliczacie się do tych szczęśliwców, których ominęła ta wątpliwej jakości przyjemność, tym lepiej. Najdłuższa noc to teoretycznie wydana równocześnie przez autorów scenariusza książkowa wersja pierwszego odcinka wspomnianego serialu, jednak poza miejscem akcji i głównymi bohaterami ta paralela między nimi jest tak odległa (nawet rok i niektóre nazwiska nie pasują), że w zasadzie mamy do czynienia z całkowicie osobnymi bytami. Tak czy siak, trzeba powiedzieć bez ogródek, że serial przegrywa z książką, i to z kretesem, telewizyjny obraz wygląda przy tej powieści jak kiepski żart. Nie lubię recenzji, które streszczają całą fabułę, więc tego robić nie będę. Natomiast nakreślę pewien zarys, z czym mamy do czynienia, nie spoilerując przy tym.

Główna akcja książki umiejscowiona jest w Krakowie w latach 1904-1905, część powieści dzieje się też za granicą, głównie na Madagaskarze. Określenie retro kryminał albo kryminał historyczny to mimo wszystko trafna klasyfikacja, aczkolwiek tło historyczno-społeczne oraz wątki obyczajowe są tak rozbudowane, że intryga kryminalna stanowi tylko klamrę, która spina fabularnie całość. Powieść rozwija się stopniowo, niespiesznie, zaś klimat i realia historyczne są równie ważne, jak reszta. Na pewno nie jest to powieść akcji albo grozy – choć popełniane zbrodnie są dosyć drastyczne i okrutne – fabuła jest znacznie bardziej inteligentna i przyzwyczajeni do sensacyjnych powieści kryminalnych poczują rozczarowanie.
Zagadka morderstw popełnionych w grodzie Kraka stanowi oś fabularną książki, przez którą jednak prześwituje dużo bogatsza całość.
Mam takie wrażenie, że powieść ta jest też pretekstem do opowiedzenia nam o dawnym Krakowie, o ludziach, którzy wtedy żyli, o tamtejszym społeczeństwie, zwyczajach, kulturze, sztuce. Jak również rozwijającej się nauce i ówczesnych, raczkujących dopiero, metodach kryminalistycznych. Przeniesienie części akcji poza tereny polskie spowodowało zaś, że możemy spojrzeć z szerszej perspektywy na niegdysiejszy świat i monarchię austro-węgierską.

Jeden z dwójki autorów jest historykiem i podejrzewam, że to dzięki temu mamy doskonale i z rozmachem oddane realia epoki. Powieść ta ma bardzo duży walor poznawczy. Jestem Krakowianinem od trzech dekad, a dowiedziałem się sporo różnych informacji na temat mojego miasta i miałem dużo frajdy „spacerując” znanymi mi uliczkami i odkrywając je na nowo.

Psychologia postaci jest na wysokim poziomie. Pokazane są konteksty i motywacje. Bohaterowie są pełnokrwiści, ich postawy zróżnicowane, dialogi wiarygodne. Także postacie kobiece są różne: od prostytutki do jednej z głównych bohaterek, będącej przybyłą ze studiów w Paryżu młodą sufrażystką. Główny bohater Jan Edigey Korycki to znowuż człek targany emocjami, a jednocześnie ktoś bliski każdemu z nas, próbujący żyć tak, aby móc sobie spojrzeć w twarz w lustrze bez wyrzutów.

Duży plus należy się również autorom za język: bardzo sprawny, plastyczny, z elementami konwencji sprzed wieku. Zwracają uwagę rozbudowane opisy, szczególnie elementów architektonicznych i pomieszczeń.

Zakończenie jest naprawdę dobre, ale jednocześnie nie do końca precyzyjne, wręcz otwarte, wzbogacone o pierwiastek mistyczny, by nie rzec nadprzyrodzony. Jak wiadomo, w kryminale czytający oczekuje bardzo dokładnego wyjaśnienia, gdy dochodzi do ostatnich stron, a tu nie wiadomo do końca, jak to interpretować. Podobno ma się ukazać następna część, może być to zatem dobry punkt wyjścia do wyjaśnień i rozwinięcia niektórych wątków.

Niemniej jestem tą pozycją zachwycony, nawet jeżeli końcówka jest odrobinkę dziwna, to jest opowieścią, w której niemal brak słabych punktów. Świetnie wyważoną, ciekawą, dającą także czytelnikowi sporo wiedzy. Uczy i bawi zarazem. Słowem – szef kuchni poleca!