Antologia 2012 (Dehnel, Miłoszewski, Kosik, Kalicińska, Pawlikowska) (recenzja)

Antologia poświęcona rokowi 2012, jak każda antologia składająca się z tekstów kilku autorów, ma to do siebie, że z jednej strony mamy zdywersyfikowanie stylów (w tym przypadku także gatunków), a z drugiej strony poziom literacki także jest zróżnicowany.

Najlepszym opowiadaniem popisał się Zygmunt Miłoszewski. Nie czytałem wcześniej nic tego autora i zachwycił mnie on stylem, językiem, frazą, do tego zmyślne rozwiązanie, jeśli chodzi o narrację i konstrukcję całości. Warszawa na tle przemian w ciągu kilku dekad. Ciekawie napisana rzecz, z klimatem, niby obyczajowo – społeczna, ale pojawia się również nutka tajemnicy. Zwracają uwagę trafne obserwacje odnośnie ludzi i zmieniającej się rzeczywistości. Opowiadanie prima sort.

Drugim liderem tego zbioru jest Jacek Dehnel, który nie zaskoczył mnie poziomem literackim, bo znam i lubię jego twórczość i wiem, że to autor wybitny, natomiast siurpryzą była konwencja, jaką obrał, ponieważ napisał opowiadanie fantasy z bardzo licznymi nawiązaniami do mitów, legend i baśni. Zgrabne, zabawne i błyskotliwe. Poetyka i wymowa całości (z mitem walczyć się nie da) nasuwają skojarzenia z twórczością Sapkowskiego, co jest sporym plusem.

Trzecie miejsce przyznałbym ex aequo Kalicińskiej i Kosikowi, oboje napisali przyzwoite opowiadania. Kalicińska stworzyła obyczajówkę w stylu znanym z cyklu Nad Rozlewiskiem. Całkiem przyjemne, także stylistycznie, ale trochę brakło pomysłu na zakończenie i nawiązanie do tematu antologii wciśnięte zupełnie na siłę. Kosik zaś wykreował dystopijne science fiction, które rozkręca się na finiszu, i tutaj zakończenie było naprawdę świetne. Niemniej poza interesującym pomysłem i końcówką to opowiadanie wydawało mi się średnio ciekawe. Styl i język autora także dość neutralny, czyli przeciętny, standardowy.

No i na koniec kontrowersyjne dzieło Beaty Pawlikowskiej. Przy pierwszym czytaniu miałem wrażenie totalnej grafomanii, przy kolejnym podejściu było ociupinę lepiej. Rozumiem ideę tekstu, że ma być śmiesznie i trochę głupawo, ale poza tym, że momentami jest idiotycznie i absurdalnie, to niewiele z tego wynika, a proza autorki przypomina miejscami nawiedzoną twórczość gimnazjalną. Mimo wszystko może lepiej, żeby pani Pawlikowska pozostała przy literaturze faktu i książkach podróżniczych.

Konkludując: wyśmienici Miłoszewski i Dehnel, przyzwoita Kalicińska i Kosik oraz nieudana próba Pawlikowskiej, takie refleksje z lektury tegoż zbiorku. Na pewno będę chciał przeczytać w przyszłości jakąś pełnoprawną powieść Miłoszewskiego.