Remigiusz Mróz – W cieniu prawa (recenzja)

To moje pierwsze spotkanie z prozą Remigiusza Mroza. Twórcy, który odniósł oszałamiający sukces komercyjny, stając się jednym z najpopularniejszych pisarzy w naszym kraju. Do pozycji tej podchodziłem z pewnymi obawami, mając w pamięci, że autor wydał na przestrzeni paru lat kilkanaście książek, a jak wiadomo, ilość najczęściej nie idzie w parze z jakością. Jest to pisarz, który pracuje w tempie ekspresowym, jak w fabryce, 365 dni w roku.
Z pewnością uwagę przykuwa samo piękne wydanie z twardą okładką, no ale znając wiadome przysłowie o ocenianiu na podstawie okładki, przejdźmy do meritum.

Opisywana pozycja to konglomerat kilku gatunków. Oczywiście wiodącym jest kryminał retro, którego akcja dzieje się na początku XX wieku, znajdziemy tu też pewne pierwiastki Mrozowego spécialité de la maison, czyli thrillera prawniczego, ale – ku zaskoczeniu – nie brakuje także sporo elementów powieści obyczajowej i sagi rodzinnej albo jak kto woli w terminologii filmowej: dramatu. Zatem czytelnicy spodziewający się typowego kryminału w czasach historycznych będą pewnie trochę zawiedzeni.

Na pochwałę zasługuje sprawność językowa Mroza. W zasadzie do żadnego wersu nie można się przyczepić, żadne zdanie nie jest grafomańskie bądź wadliwe. Jest to po prostu bardzo sprawnie napisana rzecz. Przewaga dialogów nad narracją sprawia, że całość czyta się szybko i lekko. Autor hołduje również współczesnej szkole, jeśli chodzi o konstrukcję dialogów (wyznawanej choćby przez Mrozowego idola Kinga), która w znacznym stopniu ogranicza atrybucje dialogowe, stąd wymiany zdań są bezpośrednie, zaś czytelnik przelatuje nad nimi błyskawicznie. Daje to dużą łatwość w odbiorze, jedna z przyczyn sukcesu Mroza.

Mimo dobrze wypracowanego warsztatu sama warstwa fabularna nie powaliła mnie na kolana, choć trzeba przyznać, że książka do ostatniej strony jest umiarkowanie interesująca. Może też po pierwszej części spodziewałem się rasowego kryminału historycznego do samego końca, a tak nie jest. Deliberowałem, czy autor w połowie książki ma problemy z dramaturgią i intrygą. Niemniej mimo zdywersyfikowania gatunkowego i wejścia w powieść obyczajową w dalszej części całość jednak trzyma się kupy.
Trzeba trochę ponarzekać na psychologię postaci i fakt, że ich motywacje nie do końca zostały wyjaśnione. Zastanawiałem się też, czy główny bohater będący w gruncie rzeczy prostym chłopem, mógł być tak błyskotliwy, no ale cóż – licentia poetica.

Osadzanie powieści w historycznym anturażu wymaga szczególnego researchu od pisarza. Tutaj autor odrobił lekcję i przygotował wiarygodne tło, choć też nie jest ono zbyt mocno rozbudowane i za dużo na temat Galicji w latach 1909-1910 się nie dowiemy. Jednak niewątpliwie nie ma w tym obszarze żadnych wpadek, tu i ówdzie zostało przemycone co nieco z tamtych czasów i można wczuć się w klimat powieści. Kolejny plus dla Mroza.

Summa summarum muszę zakonotować, że w dobie zalewającej nas grafomanii i pozycji fatalnie napisanych tak stylistycznie, jak i konstrukcyjnie, doceniam dość ciekawą powieść bez wpadek. Mimo wyraźnych mankamentów w architektonice fabularnej czuć sprawność na płaszczyźnie językowej i rzetelne rzemiosło autora. Nie jest to wielka literatura, niemniej to solidna pozycja i życzyłbym sobie, aby na rynku gorszych nie wydawano.

Tuszę, że nie jest moje ostatnie spotkanie z panem Mrozem i chętnie przeczytałbym jakąś inną jego powieść.